Domek na kurzej stopce; kawalerka w wielkim wieżowcu

Mieszkamy pod Dębem. W dosłownym znaczeniu i w przenośni, bo nasza gmina nazywa się Dębe Wielkie.

Piszę ten post i przez okno zerkam na wielki dąb szypułkowy, który rozpanoszył się przed wejściem do domu. Moją uwagę przykuwają śmigające wśród gałęzi punkciki.
Biorę okulary i przyglądam się dokładniej - po sylwetce i sposobie lotu mogę rozpoznać latające owady. To klecanki rdzaworożne, nasze niedawne lokatorki, które przyleciały tutaj po spadź.
Pszczół nie ma - jest późny sierpień i kwitnie nawłoć, z której rodziny pszczele dźwigają nektar i wielkie, idealnie okrągłe złote ziarna pyłku, zlepiając je w większe pakunki na 3, tylnej parze odnóży.

Pszczoły są moja fascynacją od dawna, jeszcze z czasów studiów. Klecanki poznałam jakieś dwa lata temu...

Kolonizacja zaczyna się niewinnie. Wraz z pierwszymi ciepłymi dniami, w zacisznym miejscu przycupuje wydłużony czarno-żółty owad z pomarańczowymi czułkami.


Powoli buduje pierwsze komórki swojego domku. Domek jest papierowy, osadzony na niewysokiej nóżce i pod koniec sezonu wygląda jak domek rasowej Baby Jagi.

W zeszłym sezonie mieliśmy jeden taki domek, zbudowany pod deską opartą o ścianę naszego domu przy drzwiach ogrodowych. Pierwszy z domków zlikwidowaliśmy, biorąc go za gniazdo os i nie mając pojęcia o jego mieszkańcach. Obsiadające go klecanki uciekły.
W międzyczasie naczytałam się o klecankach. Żądlą boleśniej od pszczół i szerszeni, ale są gatunkiem krytycznie zagrożonym, wpisanym do "Polskiej Czerwonej Księgi Gatunków Zagrożonych".
Ryzykując dla dobra świata, kolejne gniazdo pozostawiliśmy i omijaliśmy przez cały sezon. Z ulgą, jesienią wyrzuciliśmy deskę daleko w krzaki. W kolejnym sezonie wiosną, na południowej ścianie domu zobaczyliśmy wysyp klecankowych gniazd.
Na szczęście rok omijania klecanek sporo mnie nauczył. Przede wszystkim okazało się, że to gatunek dość pospolity, przy wpisie do Czerwonej Księgi pomylony najprawdopodobniej z innym.
Poza tym klecanki pilnie strzegą swych gniazd, stosując bierny opór. Nigdy nas nie zaatakowały. W w sytuacji zagrożenia, opuszczają gniazdo i czmychają, by po chwili powrócić do swych dzieci.

Mniej więcej w czerwcu okazało się że klecankowe gniazda pozostały tylko dwa, te najlepiej ukryte. Resztę znajdowaliśmy pustą na ziemi. Widocznie klecanki maja naturalnych wrogów (może sikory?), których dotąd nie udało mi się ustalić.
Niedawno, zbierając jeżyny odkryliśmy gniazdo klecanek na łące. W takim razie w naszej okolicy mieszkają już dwa gatunki tych owadów :-D

Dobry opis klecanek i ich gniazda znajdziecie tutaj:
https://swiatmakrodotcom.wordpress.com/2016/10/27/klecanki-polistes-spp-istny-galimatias/
lub tutaj:
http://www.teresastolarczyk.pl/dominula.html

Zaś nasze lokatorki wyglądają tak:




Zupełnie inne podejście do swojego M, mają kolejne nasze lokatorki. Lubią ścisk, mrok, delitaktny szum i ciepełko na poziomie 34,5 stopnia Celsjusza (ani więcej, ani mniej).
No i są bardzo opiekuńczymi ciotkami, bo wszystkie hołubione przez nie dzieci należą do jednej matki.

Mowa oczywiście o pszczołach miodnych! W ulowych plastrach, jak na wielkiej szpitalnej sali leżą obok siebie pszczele niemowlęta czyli larwy, troche dalej ich starsze rodzeństwo - larwy przędzące, przedpoczwarki i poczwarki. Te dzieci pszczelarze ogólnie nazywają czerwiem.
Aby nie powypadały ze swych "łóżeczek" wszystkie komórki plastra skierowane są dnem w dół, a otworem wejściowym w górę. Takie ułożenie przydaje się również przy przechowywaniu płynnego pożywienia - nektaru i miodu, który od góry, jak domowa spiżarka otacza czerw.
Nad nimi uwijaja się bardzo młode pszczoły, o srebrzystych gęstych włoskach na ciele. Póżniej, gdy włoski się trochę wytrą, zobaczymy pasiaste pszczele odwłoki.
Przy okazji warto wspomnieć o zjawisku charakterystycznym dla pszczoły miodnej - polietyzmie wiekowym. Oznacza on, praca którą pszczoła wykonuje w rodzinie zależy od jej wieku.
Po narodzinach pszczoła spędza trzy tygonie tylko w ulu, kolejno:
- sprzatając,
- karmiąc larwy
- odbierając i przerabiając nektar,
- produkując wosk i budując plastry,
- pilnując wejścia.
Dopiero po 20 dniach jest gotowa, aby wyfrunąć i zacząć odwiedzać kwiaty.

Ponieważ moje dzieci bez przerwy są bombardowane ciekawostkami z życia pszczół, tym razem postanowiłam pomęczyć cudze. Fotorelacja poniżej :-)

Owad - od jaja do imago:




Ule - historia pszczelarstwa, typy uli, rozmiary ramek:






Gdzie jest miód, tam są dzieci :-))


I nagle nasze pszczoły, korzystając z nadchodzących Andrzejek, przemieniły się w przepiękne woskowe smoki i powedrowały z nami do domów.





Nasze bzyczące, zwierzęce przyjaciólki, przyleciały do nas dzięki Projektowi „Królestwo”
wymyślonemu przez Ilonę z bloga Kreatywnym Okiem.
Zajrzyj koniecznie do innych uczestników projektu - zapraszamy!

projekt królestwo











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z protistem na talerzu

Jestem bakterią...

Tango z Purchawką i Szalonym Kapelusznikiem